Menu

piątek, 3 sierpnia 2018

N31 Restaurant&Bar by Robert Sowa - Warszawa // Recenzja

Koło N31 dosyć często przechodziłam, jak i widywałam w propozycjach restauracji biorących udział w Fine Dining Week (za którym przepadam i polecam przeogromnie), ale nigdy tam finalnie nie zajrzałam. I to trochę tak jak z festiwalami muzycznymi, na które zaczęłam chadzać dopiero (!) 3 lata temu i pluję sobie w brodę, że zmarnowałam tyle czasu żyjąc w takiej niewiedzy! 



N31 restaurant&bar to autorska restauracja mistrza kulinarnego Roberta Sowy. Podstawą są potrawy kuchni polskiej z międzynarodowymi akcentami, podane w oryginalny sposób.
Już od progu nasze pierwsze słowa to "ale tu ładnie!" - lubię jak jest ładnie:) Względy estetyczne odgrywają ogromną rolę w naszym życiu! Przy okazji otula nas przyjemny chłód, który przy ostatnich upałach jest wręcz pożądany. 


Pierwsze na co zwróciłam uwagę po tym jak usiadłyśmy przy stole to fakt, że pomiędzy salą, a kuchnią jest duża szyba. Zawsze mi się to podobało w restauracjach, to trochę jakby pokazanie, że kucharze 'nie mają nic do ukrycia'. Do tego akustyka tego miejsca jest doskonała - można swobodnie rozmawiać ze sobą, jednocześnie nie przeszkadzając innym gościom. 

Spokojna muzyka w tle gra cicho i przyjemnie. Na każdym stoliku można dostrzec świeże, różowe kwiaty, które świetnie ocieplają wnętrze lokalu, w którym to dominują odcienie szarości. Nowoczesność przełamują grafiki przedwojennej Warszawy, a za oknem rozpościera się widok na ikonę stolicy - Pałacu Kultury i Nauki. Nie muszę więc chyba dodawać, że restauracja zlokalizowana  jest w samym sercu miasta, a jej nazwa N31 wzięła się od ulicy - Nowogrodzka 31.

Podchodzi do nas przesympatyczny Pan kelner, który - jak się dowiadujemy później - pracuje w gastronomii ok.16 lat. Wow! Właśnie to jest to, że praca kelnerów przez wiele osób uważana jest za zawód typowo 'studencki' i że prawdopodobnie to ludzie z łapanki, którzy spędzają w restauracjach max.pół roku swojego życia zanim nie znajdą sobie czegoś lepszego. Otóż po raz kolejny spotykam człowieka z pasją, który absolutnie zna się na swojej pracy, doskonale wie co podaje gościom, biegle mówi po angielsku, kartę win ma w małym palcu, etc. Zresztą to jest bardzo szybkie do zweryfikowania, a tutaj po wymianie zaledwie paru zdań nie mamy żadnych wątpliwości.

Decydujemy się na menu degustacyjne 245 zł/os. Od razu zaznaczę, że było to warte swojej ceny, więc polecam czytać dalej!

Pierwsze pytanie, jakie słyszymy od kelnera to: "Czego Panie nie lubią/nie jedzą?". Wymieniamy składniki i dowiadujemy się, że menu degustacyjne nie jest stałą pozycją z szablonowo dobranymi daniami - jest to wręcz elastyczny set dobierany indywidualnie do każdego gościa. Oznacza to, że idąc do tego samego miejsca na drugi dzień możemy zdegustować zupełnie innego zestawu smaków.




Następnie przeglądając kartę win mamy naprawdę duży dylemat. Po wybraniu konkretnej pozycji kelner podpowiada, że wiedząc co będziemy miały dziś na stole sugerowałby jednak dobrać do tego INVIVO MARLBOROUGH SAUVIGNON BLANC 2017 - Nowa Zelandia (135 zł/butelka 0,7l). Bierzemy więc!

Z oddali widać już pierwsze danie - nie  mamy pojęcia co dziś będziemy jadły, co dodatkowo wzmaga naszą wyobraźnię i ciekawość! Wreszcie dostajemy chłodnik z buraka/ser feta/pesto bazyliowe, a do tego 2 rodzaje pieczywa oraz masełko ziołowe.


Chłodnik jest mocno buraczany i mimo, że nie przepadam jakoś specjalnie za burakami, to ten smakuje mi bardzo. Jest dobrze schłodzony i doprawiony, ma aksamitną konsystencję - bez żadnych grudek. Ser feta nadaje lekko słonawy posmak. Kolor jest obłędny:) W taki upalny dzień jak dziś ta zupa wpasowuje się doskonale.


Kolejną przystawką, która wjeżdża na nasz stół jest to oto dzieło sztuki na talerzu. Grillowany ser kozi/marynowana gruszka/figa/rodzynka sułtańska/puree z czarnej porzeczki i buraka/kardamon/brioszka na ciepło.



Od razu na plus - co warto zaznaczyć, że ser nie jest taki intensywny w smaku jak zazwyczaj - jeśli nie lubisz sera koziego, to prawdopodobnie jadłeś jakiegoś średniaka. Figa oraz lekko słodka brioszka świetnie przełamuje smak sera. Cytując moją towarzyszkę, jest to "idealne połączenie smaków, które dopełniają się wzajemnie". To prawda, nie potrzebujemy żadnej przyprawy. Ser kozi jest w środku miękki, a na zewnątrz delikatnie chrupiący (ta przystawka jest również w menu, co warto mieć na uwadze będąc w tym miejscu:)).



Zdjęcie tytułowe tej recenzji nie jest przypadkowe. Poniższy makaron jest moim ABSOLUTNYM FAWORYTEM! Makaron trofie/kurki/sos maślany/ser bursztyn/tarta trufla/fiołek/warzywa. Jedząc pierwszy kęs sprawdzamy jednocześnie kalendarze, debatując nad terminem, kiedy wrócimy tu na to właśnie konkretne danie. Jesteśmy obie urzeczone i oczarowane fuzją smaków tej przystawki i dopytujemy kelnera ile czasu jeszcze jest sezon na kurki... No wyśmienite!



Obie jesteśmy fankami trufli, która nadaje wyrazistości temu daniu. Chrupiące warzywa ugotowane al dente, trufie, czyli makaron o kształcie nie każdemu znanym (dowiadujemy się, że N31 zaopatruje się w specjalnym sklepie, gdzie produkty sprowadzane są prosto z Włoch) oraz delikatny sos maślany tworzą idealną kompozycję. Fiołek właściwie nie nadaje smaku, ale jak wiadomo 'jemy oczami', więc kolorystycznie dopełnia całość.

10/10 - nic tu nie brakuje! Kończąc danie zastanawiamy się komu chcemy pokazać ten sztos na talerzu. (O tej przystawce opowiadam przez kolejne 4 dni każdemu kogo napotkam).



Jeśli można upić się smakiem to właśnie przeżywamy kulinarne upojenie. Mistrz, MISTRZ.

Następnie dostajemy smażone krewetki/ fenkuł /sos maślany /pomidory



Pierwsze moje spostrzeżenie jest takie, że krewetki są niesamowicie jędrne, a jednocześnie chrupiące. Wyczuwalna jest pikantność. Fenkuł jest bardzo dobrze zblanszowany, pomidory są drobno pokrojone (bez skórki), a dodatek kolendry sprawia, że danie przypomina tajskie klimaty. Pyszne! 



Jesteśmy już właściwie najedzone (a przypomnę tylko, że to menu degustacyjne!). Kolejny talerz to taki 'przerywnik' - dostajemy za zadanie odgadnięcie z czego zrobiony jest sorbet.



Po pierwszym kęsie jestem przekonana, że sorbet składa się z truskawki i kiwi. No PRZEKONANA! Wyczuwając jednak podstęp, na myśl przychodzi mi szpinak. 'Na bank rozgryzłam tę zagadkę' - myślę sobie. 

Podchodzi do nas Pan Krzysztof Kopciński - Pastry Chef N31 i robi nam 'szach-mat' mówiąc, że sorbet składa się ze szczawiu i soku z cytryny...

Podnosząc szczęki z podłogi i nie mogąc w to uwierzyć (przecież czułam tu truskawkę!) zastanawiamy się W JAKI SPOSÓB TO SIĘ STAŁO? Jak to szczaw? To chyba ostatni składnik o którym byśmy pomyślały (właściwie to zupełnie byśmy o tym nie pomyślały nawet). Sorbet jest przepyszny, podany bardzo estetycznie na eleganckim talerzu z szerokim rantem. Dowiadujemy się, że inni goście udzielają odpowiedzi w stylu: "tak, to mój smak z dzieciństwa - ogórek!". Także, taka sytuacja.

Zabawa w zgadywanie była świetna, wyostrzyła nasze zmysły smaku (jak widać za bardzo:)) - totalnie na plus!



Kolejne danie to ośmiornica/smażony kalmar/posypka z chorizo/puree ziemniaczane z truflą.



Kolejne dzieło sztuki na talerzu! Ośmiornica jest bardzo jędrna i sprężysta (nie ma tu ani krzty gumowatości). Puree o smaku truflowym - sztos. Posypka z chorizo - muszę to wprowadzić do mojego domowego menu. Współczuję w tym momencie mojej towarzyszce, że nie je mięsa. Kalmar jest taki, że raz ugryziesz "i już" - nie trzeba żuć w nieskończoność, jak to czasem się zdarza. Kelner proponuje nam świeży pieprz, ale znów nie ma potrzeby dodatkowo przyprawiać (zaznaczam, że ja często używam przypraw).





I czas na deser! Właściwie to już ledwo siedzimy, a ja od miesiąca nie jadłam słodyczy (taki challenge). Otrzymujemy:
1) brownie czekoladowe/ mleczna czekolada /tytoń /tymianek /mus z mango
2) kula jogurtowa/mus kokosowy
3) chałwa w formie ptasiego mleczka



Brownie - bardzo intensywny smak czekolady, tymianek nadaje świeżości, mus z mango jest bardzo lekki, a tabaka nadaje ostrego posmaku (na początku myślałam, że to tabasco).

Kula jogurtowa - intensywny, kokosowo-jogurtowy posmak (wyczuwalne wiórki) - pianka znajduje się w łódeczce mlecznej czekolady.

Chałwa - przepięknie podana, otulona czerwienią posypaną złotem. Na szczycie umieszczone są suszone jabłka. Chałwa zazwyczaj kojarzy się ze zbitą konsystencją, a tu mamy chałwowo-orzechową, delikatną piankę.



Nie jesteśmy w stanie dojeść deseru do końca, mimo, że oczy tak bardzo tego pragną. W takich momentach żałuję, że żołądek nie jest z gumy...

Nie spotkałyśmy co prawda Pana Roberta Sowy - właściciela restauracji i mistrza kulinarnego, ale za to miałyśmy okazję porozmawiać z Panem Krzysztofem, który wykonał te wszystkie słodkie dzieła i pokazał nam szczaw od innej strony:) Obie jesteśmy fankami sernika ze słonym karmelem i dopytując o tę pozycję wiemy, że wrócimy tu w przyszłym tygodniu nie tylko na makaron!

Krzysztof Kopciński - Pastry Chef w N31

Szefem kuchni N31 jest Pan Robert Wojnarowski, który pracuje tu od kilkunastu lat. Całkowicie zgadzamy się z opisem ze strony, że jego kreatywność zaskakuje wszystkich.

To wszystko powstało i działa tak doskonale za sprawą Szefa - Robera Sowy, który jest pomysłodawcą oraz autorem tego wspaniałego menu.

Wychodzimy totalnie oczarowane wizytą w tej restauracji. Muszę przyznać, że jest to jedna z najlepszych, najbardziej eleganckich i ekskluzywnych restauracji w której miałam przyjemność zjeść. Z największą przyjemnością będę chciała uczcić tu swoje nawet najmniejsze sukcesy:)


N31 RESTAURANT&BAR

UL. NOWOGRODZKA 31, 
00-511 WARSZAWA

TEL. 600 861 961 
MAIL: KONTAKT@N31RESTAURANT.PL 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz