Mam teraz taki challenge, że chwilowo nie jem mięsa, nie piję kawy ani alkoholu. To już 10-ty dzień! Dziwnie było zamawiać menu wegetariańskie, oddać festiwalego drinka z martini mojej osobie towarzyszącej i odmówić zaproponowanego przez Panią Kelnerkę primitivo.
1. Tymbaliki ze szpinaku i brokułów
Na początku myślałam, że przystawka jest mdła i nie trafia w moje kubki smakowe, jednak po złożeniu każdego elementu w jedną całość, danie nabrało zdecydowanego smaku. Orzeszki pini stanowiły absolutne clou.
2. Okoń Nilowy z Bisque'iem z Owoców Morza
Ojej, cóż to był za przepyszny okoń! W towarzystwie pak choi, jarmużu i przepysznego sosu z owoców morza pozwolił złagodzić tęsknotę za mięsem. Tym bardziej, że w menu mięsnym gościła gicz cielęca, która ponoć była fenomenalna! Na którą na pewno tu wrócę, bo co się odwlecze to nie uciecze!
Delektowałam się każdym kęsem - śmietankowe semifredo z kremem orzechowym i prawdopodobnie konfiturą porzeczkową oraz czymś chrupiącym. Doskonałe zakończenie wieczoru.
Rozochocona nowymi smakami przewertowałam jeszcze menu, planując co zjem kolejnym razem. Winko wjedzie jak nic!
![]() |
To zdjęcie pochodzi ze strony http://winoandfriends.pl |
Dorsz i owoce morza w daniu wegetariańskim? Niestety już w tym momencie dla mnie ta restauracja jest spalona całkowicie, bo serio? Być właścicielem drogiej restauracji i nie wiedzieć, czym jest wegetarianizm? Pewnie w menu bezalkoholowym będzie jakieś drogie piwo, bo przecież piwo to nie alkohol, każdy to wie... Wybacz wyjątkowo krytyczny komentarz tym razem, bo bardzo lubię Twojego bloga, ale ryba to wciąż jest mięso we współczesnym rozumieniu wegetarianizmu! (podobnie owoce morza)
OdpowiedzUsuń