Menu

niedziela, 26 listopada 2017

Hala Gwardii - Warszawa

Wczoraj doznałam kolejnego cudownego odkrycia roku - Hala Gwardii. O Hali słyszałam już jakiś czas temu. Jej otwarcie nastąpiło pod koniec września, a że znajduje się ona zaraz obok jednego z moich ulubionych miejsc w stolicy - Hali Mirowskiej to tym bardziej chciałam się tam wybrać czym prędzej.



Już od wejścia robi na nas ogromne wrażenie. Warto nadmienić, że kiedyś, a dokładnie w 1953 roku w tym miejscu odbyły się X Mistrzostwa Europy w boksie. W związku z tym jest tu prawdziwy ring bokserski, a nad naszymi głowami wisi wielkoformatowa wystawa gwiazd polskiego boksu.




HG otwarta jest od piątku do niedzieli. W środku znajduje się targ żywnościowy, strefy gastronomiczne (które bardzo przypominają te z Nocnego Marketu) i małe sklepiki. 

Naszą przechadzkę rozpoczynamy od kieliszka białego, hiszpańskiego wina, z którym chodzimy po całej Hali. Fajna sprawa - płacisz kaucję za kieliszek i rozpoczynasz wędrówkę pośród zakątków. A później jak wypijesz, to albo robisz dolewkę, albo oddajesz kieliszek i dostajesz swoją kaucję z powrotem.



Miejsc, gdzie można zakupić wino jest tu naprawdę sporo (ceny plasują się między 9-20 zł/kieliszek). Można też zakupić od razu całą butelkę, usiąść przy wybranym stole i sączyć. My jednak wybraliśmy opcję: SPRÓBUJMY WINA W KAŻDYM MOŻLIWYM MIEJSCU. Polecam!


Można tu kupić lokalne wyroby, które swoim wyglądem i zapachem dość mocno zachęcają do nabycia.




Najpierw decydujemy się na chorizo w czerwonym winie, które zakupujemy na hiszpańskim stanowisku z tapasami. Chorizo lekko pikantne, ale jak to z nim zazwyczaj bywa - bardzo dobre! Uwielbiam chorizo w różnych postaciach. Kto nie jadł niech spróbuje.


Następnie wraz z kolejnym kieliszkiem wina zajadamy tradycyjne alzackie danie w formie tarty na bazie ciasta chlebowego z mięsem mielonym i porem. Chcieliśmy zjeść ramen, ale akurat była jakaś awaria, więc tym razem się nie udało. Tarta lekka, pyszna, taka na mały głód, albo jak w ogóle nie jest się głodnym - wtedy też dobrze wchodzi.


Czas więc na deser! Bierzemy cudownie wyglądające ciastko o nazwie Mariposa z wyczuwalnym smakiem marcepanu, masła orzechowego i śliwki. Trochę drogie, ale jak pięknie wygląda!





Przed wyjściem kupujemy jeszcze nalewkę z tarniny na drogę - miazga! Wrócę tam na pewno po większą butelkę, na zimowe wieczory jak znalazł!



 O 21:00 DJ wjeżdża na ring i gra secik na żywo. Dobre jedzenie, alkohol, muzyka, tańce - czy potrzebny jeszcze jakiś argument żeby odwiedzić to miejsce?:) No właśnie! Polecam, bo naprawdę jedno z fajniejszych miejsc w Warszawie.




2 komentarze:

  1. To już kolejny blog, który poleca to miejsce :). Jak wpadnę kiedyś do Wawy, to koniecznie zajrzę! A swoją drogą, udanego kolejnego roku i na blogu i poza blogiem! I dzięki za wpisy w poprzednim! :)

    OdpowiedzUsuń